Książki z serii Zrozum są bardzo nierówne – niektóre świetne, inne przeciętne, czasem zbyt naukowe. Jednak Na własnej skórze. Mała książka o wielkim narządzie spodobała mi się bardzo. Ciekawa, napisana dla laika bardzo przystępnie, z nieco czarnym humorem charakterystycznym dla patologa. Do mnie ta książka przemówiła i chociaż styl autorki jest dosyć specyficzny i na początku trzeba się do niego trochę przyzwyczaić to potem już idzie świetnie.
Mała książka o wielkim narządzie.
Skóra pokrywa całe ciało człowieka, stanowi barierę przed różnymi za równo mechanicznymi jak i innymi urazami, bakteriami i wirusami. Sama w sobie jednak też potrafi chorować, przechodzić różne anomalie, stwarzać problemy. Jest fascynująca, bo taka niepozorna. Stanowi największy ludzki narząd. I skóra i choroby to nie tylko brodawki i grzybica, ale wiele mniej lub bardziej poważnych chorób, które często są bagatelizowane.
Dobra książka z serii.
Mam wrażenie, że seria Zrozum działa na zasadzie – co druga. Co druga książka mi się podoba, albo mnie bardzo fascynuje, co druga się nie podoba. Za równo o psychiatrii jak i o wzroku były zbyt naukowe, a cała reszta – bajka. Nie inaczej było z Na własnej skórze. Początkowo musiałam się przekonać i przyzwyczaić do stylu autorki – często używa zdrobnień, trochę przegaduje niektóre opisy, używa starodawnego „li”, również stosuje nieco przestarzały szyk przestawny w zdaniu. Kiedy jednak udało mi się do tego przyzwyczaić polubiłam to. Autorka ma nieco czarny humor, do swojej pracy podchodzi z dużym dystansem, który wrażliwców mógłby trochę oburzyć, bo jest bardzo bezpośrednia. Jak sama mówi – opisuje na początku tylko te ciekawe przypadki chorobowe, które mogą zainteresować czytelnika, tym bardziej „powszechnym” poświęca nieco mniej miejsca i upycha je na koniec. Co nie znaczy, że nie tłumaczy i nie opowiada.
Jestem zadowolona z lektury. Było bardzo ciekawie, bo przepadki opisywane przez autorkę faktycznie są niecodziennie, a obrazki, często drastyczne pokazują smutną i nagą prawdę o pewnych ludzkich zaniedbaniach i strasznych chorobach. Autorka posługuje się specjalistycznymi nazwami i czasem faktycznie dokładnie opisuje pewne procesy, ale robi to w sposób bardzo przystępny dla laika, ciekawy i z polotem. Dzięki temu czyta się to naprawdę szybko i bez nudy.
Dodatkowo dosyć drastyczne obrazki działają jak terapia szokowa. Autorka stara się przy każdej historii opowiedzieć kawałek życia człowieka, którego dotyczy, aby trochę tych pacjentów oswoić, nadać im ludzką twarz. Dzięki temu nasz odbiór jest moim zdaniem lepszy i przyjemniejszy. Podobał mi się również jej cięty i czarny humor. Trochę naigrywa się z ludzi, którzy z paskudnymi guzami czekają po dwadzieścia lat z pójściem do lekarza – najczęściej jest wtedy za późno – ale robi to ze smakiem, delikatnie, z dystansem i zawsze stara się trochę wczuć w sytuację i usprawiedliwić. Widać, że lubi swoją pracę.
Na początku też drażniło mnie, że jest to zapewne książka wyciągnięta z jakiejś innej, bo autorka często wtrąca informacje o swojej poprzedniej – tak, jakby zakładała, że wszyscy ją znamy. A jednak czytamy ją w ogólnej serii, a nie serii o skórze czy patologiach, przez co odniosłam wrażenie, że Wydawnictwo trochę poszło na łatwiznę. Szybko im jednak wybaczyłam przez fenomenalną jak dla mnie treść. Na początku również wydawało mi się, że autorka poświęca czas tylko nowotworom, dopiero pod koniec książki zajmuje się także innymi skórnymi przypadłościami.
Podsumowanie.
Ciekawa, przyjemna, napisana z czarnym humorem, rzetelna książka, która mnie się bardzo podobała. Wiele wiadomości, specjalistycznej wiedzy, która podana jest w sposób naprawdę przyjemny i dla laika prosty i klarowny. Dodatkowo nieco drastyczne zdjęcia nadają książce charakteru i pomagają zobrazować sobie to, o czym pisze autorka.
Autor: Paulina Łopatniuk
Tytuł: Na własnej skórze. Mała książka o
wielkim narządzie
Wydawnictwo: Poznańskie
Seria: Zrozum
Moja ocena: 4,5/5.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu.