Byłam tak okropnie napalona na tę książkę, że nie mogłam oderwać od niej wzroku kiedy tak stała na półce. Przyciągała mnie opisem i okładką. I kiedy wreszcie po nią sięgnęłam, cała podekscytowana to mimo pierwszych euforycznych podrygów już po chwili zrozumiałam, że raczej się rozczaruję.
Kto jest mordercą?
W Zielonej Górze dochodzi do bardzo brutalnego, podwójnego morderstwa. Wokół bachusików porzucone zostały narządy wewnętrzne dwóch mężczyzn, a morderca jest widoczny jak na dłoni – to znany lekarz. Gdzieś na warszawski posterunek dociera list gończy ze zdjęciem mordercy, który jest dokładnie identyczny ze znanym komisarzem, Igorem Brudnym. Mężczyzna będzie musiał wrócić do Zielonej Góry i odkryć nie tylko zagadkę morderstwa, ale także tajemnicę swojego prawdziwego pochodzenia. A to dopiero początek.
Co tutaj się zadziało?
Było wszystko, co musi mieć według mnie dobry kryminał – nietuzinkowa, ciekawa, porywająca historia, tajemnica, jakieś mgliste jej kontury, mocny, nieco brawurowy charakterny bohater, krwawe opisy zbrodni. Tutaj było pełno mięcha, a ja jednak się nie najadłam. Czegoś mi brakło. Miałam wrażenie, że momentami dialogi były pisane na siłę, pod publiczkę, pod konkretne kwestie, nieco zbyt teatralnie, co wychodziło moim zdaniem nienaturalnie. Wydawało mi się również, że całe śledztwo było grubymi nićmi szyte – nieco opieszała policja, samowolka Brudnego, oskarżanie go przez cały zespół, chociaż ewidentnie był niewinny i wiele innych. Miałam też wrażenie, że zagadka odkrywana była bardzo chaotycznie i momentami nie miałam pojęcia o co tak naprawdę chodzi.
Końcówka faktycznie zaskakuje, jest ciekawa, chociaż moim zdaniem również nieco naciągana. Czasem ma się wrażenie w filmach albo w książce, że wszystko dzieje się tak jak w życiu – równocześnie, mimo, że opisane jest oczywiście z różnych perspektyw w różnym czasie. Tutaj taki zabieg miał być zastosowany przy pościgu mordercy, ale moim zdaniem było to zbyt poszatkowane i trochę jakby niezsynchronizowane? Jakby niektórzy bohaterowie celowo spowalniani, żeby inna scena miała czas się zakończyć.
Widziałam wiele pozytywnych opinii, a jednak ja tej książki nie kupiłam do końca. Trochę mi się podobała, a trochę nie. Liczyłam na coś naprawdę mocnego, zwłaszcza, że tego mięcha było dużo, chociaż w pewnym momencie (zwłaszcza kiedy morderca odkrył już wszystkie karty) było tej przemocy zdecydowanie za dużo. Przedobrzone, przerysowane, aż trochę nierealne.
Podsumowanie.
Nie kupił mnie ten kryminał. Moim zdaniem był nieco przerysowany, zbyt napakowany przemocą, którą upychało się nogą jak ludzi w pociągu w Chinach. Przez to zagubił się chyba trochę realizm. I chociaż historia jest bardzo ciekawa, to samo wykonanie moim zdaniem troszeczkę niedopracowane i od takiej opowieści i od takiego mięcha oczekiwałam czegoś, co powali mnie na kolana. A to nie powaliło.
Autor: Przemysław Piotrowski
Tytuł: Piętno
Wydawnictwo: Czarna Owca
Moja ocena: 3,5/5.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu.