Kiedy na okładce pojawia się informacja, że książka pochodzi z czarnej serii to wierzę, że to będzie coś super. Morderstwo sprzed lat, dziwaczny Klub Leworęcznych, zainteresowało mnie to. I szybko się okazało, że dużo jest gadania w tej książce o wielu sprawach, a śledztwo tak naprawdę zeszło na dalszy plan. A szkoda, bo książka wydawała się naprawdę fenomenalna.
Wznowione śledztwo.
Słynny policjant Van Vetereen musi wrócić do jednego ze swoich ostatnich śledztw. Niespodziewanie zostają odnalezione zwłoki mężczyzny, który został oskarżony o podpalenie pensjonatu i zamordowanie czterech osób. Wszyscy należeli do założonego w dziecińskie Klubu Leworęcznych. Niestety, wszyscy, którzy mogli coś na ten temat wiedzieć – nie żyją. Ale czy na pewno?
Jak to zapowiada się świetnie…
Książka urzekła mnie historią. Chciałam po prostu ją poznać. Niestety, okazało się, że jest mnóstwo opisów, nakreślania bohaterów, dużo wątków pobocznych, a śledztwo mocno kuleje. Potem część z tych wątków spina się w jedną całość, ale wciąż nie było to dla mnie coś super spójnego. Fabuła jakby trochę mi się rozjeżdżała. Sam Klub Leworęcznych, tajemnicze podpalenie pensjonatu – wszystko było po prostu świetne. Potem coś się sypnęło – bohaterowie, czyli śledczy byli po prostu tacy… nijacy. Długo dywagowali nad wszystkim, a mało robili.
Podobało mi się to, że wróciliśmy do momentu tuż przed spaleniem pensjonatu, ale też do założenia Klubu Leworęcznych jeszcze za dzieciaka. To był fajny krok wstecz, który pomógł poznać zmarłych już bohaterów. Potem niestety podobało mi się zdecydowanie mniej – śledztwo moim zdaniem było jakieś takie rozlazłe, a mordercę znaleźli właściwie na podstawie przeczucia. Gdyby nie chciał dać się złapać to w życiu w tym żółwim tempie by go nie znaleźli. To mnie trochę irytowało – dużo takich dodatkowych wątków i informacji, które niczego do śledztwa nie wnosiły, a tylko dodawały książce objętości i ją niezbyt korzystnie rozbuchały.
Mnie się zwyczajnie niezbyt podobało. Autor pisze lekko, fajnie, ale nie potrwało mnie to. Śledztwo było jakieś takie nijakie mimo, że sprawa była najzwyczajniej w świecie bardzo interesująca. Często to powtarzam, ale, no, zmarnowany potencjał.
Podsumowanie.
Książka, która zapowiadała się świetnie i ma super wątek kryminalny nie przypadła mi do gustu. Śledztwo jest nijakie, rozwleczone, poplątane, a na końcu morderca znajduje się na podstawie przeczucia. I od tego przeczucia właściwie już poleciało szybko, jakby dowody i inne sprawy były już tylko formalnością. Nie robi się takich rzeczy ciekawej sprawie. Nie jestem przekonana do tej książki
Autor: Håkan Nesser
Tytuł: Stowarzyszenie leworęcznych
Wydawnictwo: Czarna Owca
Moja ocena: 3/5.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu.