Czytając, że będzie to książka opisująca przemocowe doświadczenia autorki z dzieciństwa pomyślałam, że to mocny i ważny temat i chcę ją przeczytać. Jednak okazało się, że autorka bardzo jednostronnie podeszła do sprawy i drażniło mnie to, mimo, że uważam, że ma sporo racji. Miałam jednak wrażenie, że mocno zafiksowała się na swoim zdaniu i za bardzo go wciskała czytelnikowi, a na dodatek kręciła się w kółko, mówiła ciągle o tym samym w troszeczkę inny sposób.
„Niegroźny” klaps.
Autorka w dzieciństwie przeżyła traumatyczne wydarzenia – przez zły dotyk, którego doświadczyła ze strony ojca i nieme przyzwolenie matki czuła się całe życie zbrukana, skrzywdzona seksualnie mimo, że nikt nigdy jej nie zgwałcił. Jednak niewinny klaps w jej dziecięcych oczach znaczył coś więcej. Autorka zaczyna więc przyglądać się tej pozornie niegroźnej karze dla dzieci, która wprowadziła tak wiele złego do jej życia.
Skrzywdzona dziewczynka.
Nie neguję tego, że klaps jest zły i że autorka mimo „niewinności” tej kary przeszła przez piekło. Jednak odnosiłam wrażenie, że zafiksowała się na tym punkcie tak bardzo, że aż do przesady wciskała co rusz absolutnie wszystko, próbując mocno narzucić własne zdanie. Może miała to być terapia szokowa? Wciskając, rozzłościć i tak doprowadzić do refleksji? Może, ale mnie to po jakimś czasie zaczęło męczyć. Nie oceniam też radzenia sobie z problemami, ale odnosiłam wrażenie hiperbolizacji.
Wydawało mi się również, że autora praktycznie w kółko powtarza to samo. Przez połowę książki wałkowała jeden temat i to nie na wielu płaszczyznach, czy pod różnymi kątami – cały czas to samo, z tej samej perspektywy, w kółko. Dopiero potem przechodząc do swojego nastoletniego i późniejszego życia trochę rozwinęła swoją relację, dodała wiele rzeczy i aspektów. Miałam jednak wrażenie, że tę książkę można spokojnie streścić na mniejszej ilości stron, co niezmiernie mnie frustrowało. Autorka pokusiła się również o przywoływanie artykułów i książek i odnosiłam wrażenie, że było ich niewiele, jakby materiał był bardzo okrojony.
Było mi zwyczajnie przykro, że nie podoba mi się ta książka, bo wiedziałam jaki to ważny temat. Wydawało mi się jednak po przeczytaniu jej, że właściwie wszystko można podciągnąć pod ten temat i punkt widzenia autorki i że najmniejszy błąd w wychowaniu dzieci może kosztować je okropną traumę. Aż zaczęłam się bać, serio. Tak to zostało mocno wyolbrzymione, że wszędzie widziałam potencjalne zagrożenie. Z podwyższonym ryzykiem. Wszędzie, jak jakaś paranoja.
Podsumowanie.
Żałuję, bo temat niezwykle moim zdaniem ważny, ale nie podobała mi się ta książka. Ładunek emocjonalny autorki wydaje mi się, że został umieszczony w nieodpowiednim miejscu, a ona zafiksowała się tylko na jednej stronie. Uważam, że miała rację w swojej opinii, ale przedstawienie jej nie było dobre. Wydawało mi się, że autorka próbuje pomieszać obiektywizm z subiektywizmem i nie wyszło to zbyt właściwie. Dodatkowo miałam wrażenie, że kręcimy się w kółko, bez żadnej zmiany perspektywy czy czegokolwiek.
Autor: Laura Priestess
Tytuł: Jedenaste: nie dotykaj
Wydawnictwo: Replika
Moja ocena: 3/5.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu.